Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/258

Ta strona została przepisana.

jutrz wszyscy widzieli go już bez oszukańczych bandaży.
I gdy biedny Pascualo na morzu dla zdobycia chleba musiał znosić wszelkie niewygody, prawie nie śpiąc i narażając się na łaskę lub niełaskę fał i wiatru, żona jego, Dolores, drwiła w duchu z niego. Również i Tonet rozkoszując się w ciepłem i wygodnem łóżku jak jego właściciel, śmiał się z głupiego brata. Mówiąc to, bynajmniej nie kłamie; może jej wierzyć bez najmniejszego wahania. Podczas jego nieobecności Tonet wcale nie nocował w domu jak również i dzisiaj nie będzie. Niedawno wyszedł właśnie wziąwszy ze sobą worek z rzeczami i rzucając jej niby przed wyruszeniem w drogę słowa pożegnania.
Ach, Pascualo, Pascualo!... Żona jego i brat nie wątpiąc, że będzie nocował na pokładzie barki teraz może się układali już do snu wygodnie...
— Chryste, Panie — wybąknął Proboszcz strapionym głosem podniósłszy głowę ku niebu, jakgdyby z wyrzutem, że będąc człowiekiem uczciwym, musi doświadczyć podobnego nieszczęścia.
Nie mógł się jednak pogodzić z tą myślą. Mając charakter uczciwy i dobry buntował się w duchu przeciwko tak niesłychanej potworności. Nie miał żadnej podstawy aby nie wierzyć tym