Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/260

Ta strona została przepisana.

usposobienia. Ach, biedny Proboszcz! Ślepy baran! Gdyby się przyjrzał lepiej, zobaczyłby, że syn jego jest żywym obrazem Toneta z okresu jego dzieciństwa, gdy był jeszcze u boku matki w traktjerni i wałęsał się jak inne łobuzy na brzegu.
Proboszcz rzeczywiście nie mógł temu zaprzeczyć. Otworzyły mu się oczy. Ujrzał teraz w jasnem świetle świat cały, przedmioty i ludzi, wszystko miało teraz kształty określone, kontury wyraźne. Czuł się jak ślepy, który nagle przejrzał. Tak, to była prawda. Pascualet łudząco przypominał Toneta. Sam nawet nieraz przyglądając się mu, miał wrażenie, że kogoś mu przypomina, nie zdawał sobie jednak z tego wyraźnie sprawy.
Podniósł kurczowo ręce ku piersi, jakgdyby usiłował ją rozedrzeć i wyjąć z niej coś co go paliło. Po chwili uczynił ruch gwałtowny uderzając się w czoło.
Zaklął jęczącym ochrypłym głosem, aż się przeraziła Rosario. Po chwili jęknął ponownie:
— Chryste Najświętszy z Grao!...
Chwiejąc się na nogach jak pijany uczynił kilka kroków i pochyliwszy się upadł całym ciężarem swego ciała aż zadrżała ziemia. Nogi za drgały kurczowo w powietrzu.
Przyszedłszy do przytomności zdał sobie sprawę, że leży na wznak. Jednocześnie uczuł, że