Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/269

Ta strona została przepisana.

i kto go drażni, do djabła! musi mieć brzuch przebity. Baran! Tchórz!...
I zawstydziwszy się swojej słabości, wyrzucał ją sobie teraz zapamiętałem biciem się w piersi, jakgdyby w ten sposób mógł ukarać łagodność swego charakteru.
Przebaczyć!... Mógłby to jeszcze uczynić, gdyby przebywał w pustyni, ale wśród ludzi, którzy go znali... Przed chwilą szedł chłopak, a niedługo temiż ulicami będą szły setki osób, które widząc go, będą się trącały łokciami i śmiały: „Patrzcie, idzie Pascualo, ten głupi baran“. Ach, lepiej umrzeć, niż myśleć o tem. Matka nie wydała go przecież na świat dlatego, aby się śmiano z niego jak z małpy. Zabije Toneta, Dolores, wymorduje połowę mieszkańców Cabanal, jeżeli będą mu przeszkadzali, a wtedy niech się dzieje, co chce. Czekają go ciężkie roboty, jak innych skazanych za krewkość charakteru, lecz nawet coś gorszego przyjąłby z rezygnacją. Czy umrze na pokładzie swej barki, czy też zawiśnie na szubienicy, tak czy inaczej spadnie na deski... Do djabla! Zobaczą teraz, do czego jest zdolny.
Zaczął biec z rękami na piersi i pochyloną głową, rycząc jakby miał napaść w tej chwili na wroga. Od czasu do czasu uderzał się o rogi ulic, któremi przebiegał. Jakaś wewnętrzna potrzeba zniszczenia zawiodła go aż pod własny próg.