Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/280

Ta strona została przepisana.

Kobiety krzyczały ze strachu, widząc swych mężów wypływających na morze z narażeniem się na groźne niebezpieczeństwo i przeklinały Proboszcza, tego barana, który wygubi wszystkich porządnych mieszkańców Cabanal.
Tona nawpół odziana z rozczochranemi, rzadkiemi już i siwiejącemi włosami, biegła również na brzeg. Leżąc jeszcze w łóżku dowiedziała się od przyjaciółek o szaleństwie Proboszcza i chciała odwieść go jeszcze od zamiaru. Barki już jednak były daleko.
— Pascualo! — wołała biedna matka, przykładając ręce do ust tak, aby było głośniej słychać. Syneczku!... Wróć... wróć!
Przekonawszy się jednak, że woła napróżno, zaczęła wyrywać sobie włosy, jęcząc przytem żałośnie.
Matko Najświętsza! Syn jej płynął po śmierć. Mówiło to jej serce. Królowo Niebieska! Wszyscy zginą: obaj synowie i wnuczek. Zdawałoby się, że jakieś przekleństwo ciąży nad jej rodziną. To morze wstrętne pochłonie wszystkich, jak pochłonęło jej męża.
I gdy tak krzyczała jak szalona, inne zaś kobiety dotrzymywały jej towarzystwa, marynarze milczący i posępni, popychani przez egoizm pragnący współzawodniczyć i przez konieczność zarobienia chleba, dla której się ludzie narażają na