chusteczkami na głowie. Dokoła rozchodziła się niemiła woń, wywołująca nudności.
Wozy posuwały się powoli jeden za drugim kołysząc się. W pewnych chwilach zdawało się, że tracą równowagę zupełnie i w jednem mgnieniu oka się przewrócą. Wnet jednak przy nowym wyboju przechylały się na inne koło z gwałtownością niecierpliwego chorego przewracającego się na drugi bok.
Wozy się zatrzymały przed biurem wag. Znajdujące się na nich kobiety zaczęły pośpiesznie wysiadać. Zstępując na stopień ukazywały niezbyt czyste swe pięty odsłaniające się z obsuniętych z nóg luźnych pantofli. Wierzchnie podwijające się suknie pozwalały dojrzeć żółte z czarnem oblamowaniem spódnice.
Przed wagą ustawiano szeregi koszy, przykrytych nieszczelnie wilgotnemi ścierkami, tak iż można było tam dostrzec połyskujące jak srebro sardynki, czerwonawe barweny, olbrzymie i malutkie macki homarów drgające w męce konania. Obok tych stały inne kosze z rybami większemi. Znajdowały się tam flondry o szerokich ogonach, wygiętych w skurczu ostatnim i okrągłych pyszczkach, otwartych tak, iż na tle ciemnej głębi widać było białawy, czyniący wrażenie kuli bilardowej języczek, oraz płaszczki szerokie wyglądające jak ścierki wilgotne i lepkie.
Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/29
Ta strona została przepisana.