Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/42

Ta strona została przepisana.

długo jednakże trzeba było na nią czekać. W pewnej bowiem chwili postawna Dolores przestała wydzwaniać na szali, zwróciwszy na siebie uwagę kupującego, który odszedł właśnie po długiem targowaniu się od straganu Rosario.
Ta zaś, szczupła i chorowita, o rozpalonych kościstych policzkach i oczach lśniących jak w gorączce nasrożywszy się jak kogut zaczęła wykrzykiwać:
— Jakże tu można ścierpieć coś podobnego? Patrzcie, co za przeklęte stworzenie! Zabierać uczciwej kobiecie jej stałych kupujących! Poprostu złodziejka! A nawet gorzej jeszcze niż złodziejka!
Dolores słysząc to, nie zmieniła bynajmniej swojej postawy i tylko sapiąc małym i pięknym swym noskiem rzuciła lekceważąco:
— Złodziejka!? Znają mnie wszyscy! Wiedzą kim jestem!
Zaciekawiły się wszystkie handlarki, przechylając się ponad blaty straganów, aby lepiej widzieć to co się dzieje i mrugając na swoje sąsiadki. Mogło się nawet zdawać, że wcale nie dbają o sprzedanie kupującym swego towaru.
Lecz również i kupujący zaczęli tworzyć poszczególne grupy, przyglądając się z ciekawością kłócącym się handlarkom. Agent zaś ledwo się ukazał na targu i spostrzegł na co się zanosi,