Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/55

Ta strona została przepisana.

To słodkie należało jeszcze czemś uzupełnić. Lodów ze względu na porę roku nie można było dostać, handlarki więc zażądały ziołówki słodzonej. Piły łapczywie, aż się odbijało niektórym w przełyku.
Babcia Picores oburzała się widząc nasępione miny milczących rywalek.
— Cóż to u licha? Wiecznie będziecie się dąsały na siebie? A moje rady to już nic nie są warte? Rosario, w tejże chwili się rozchmurz. Bardziej jesteś winna, musisz więc uczynić pierwszy krok do zgody.
Rosario z głową spuszczoną, skubiąc frędzelki swego szala, mruczała coś wspomniawszy o mężu, wreszcie odrzekła urywając słowa:
— Ja... tak... jeżeli ona obieca... że go odstręczy od siebie...
Dolores nagle skoczyła, trzymając dumnie głowę.
— To ja mam odstręczać od siebie jej męża? Cóż to, jestem jakiemś czupiradłem, czy straszydłem? Zresztą Tonet jest bratem mego męża, nie mogę więc zamknąć swoich drzwi przed nim, ani też przyjmować go z kwaśną miną... Jestem bardzo łagodna i nie chcę wcale kłótni. Pragnę tylko by mi dano święty spokój, bo i pocóż mię mają brać na języki? Zawsze się jednak znajdą się chętni do plotek, którzy się starają poróżnić