najprzód nożyce do rozplątywania ryb, potem nóż zardzewiały, wreszcie garść monet miedzianych, które rzuciła na stół.
Po parokrotnem przeliczeniu, zostawiła kupkę tych monet oblepionych cuchnącą kleistą masą na marmurowym blacie stolika i wyszła z kawiarni. Towarzyszki zaś jej tymczasem wchodziły na stary roztrzęsiony wóz.
Rosario stanęła z próżnemi koszami na chodniku tuż przy Dolores. Obie spoglądały na siebie w milczeniu z pewnem zakłopotaniem.
Babcia Picores zwróciła się do Rosario proponując jej ażeby również usiadła ze wszystkiemi na wozie.
— Sciśniemy się nieco i zawieziemy ciebie do domu... Nie chcesz?... No, jak uważasz! Pamiętaj jednak o danem przyrzeczeniu. Pokój i zgoda!
— Do widzenia, Rosario, — odezwała się z uśmiechem Dolores. — A więc jesteśmy przyjaciółkami!
I kiwnąwszy przyjaźnie głową, weszła na wóz. Za nią się drapała ciotka.
Wóz aż się przechylił pod ciężarem dwuch nowych postaci o dość okazałym wyglądzie.
Gdy wreszcie ruszył, zaskrzypiały koła i zazgrzytało stare żelazo.
Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/59
Ta strona została przepisana.