Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/67

Ta strona została przepisana.

cy i wypatrywała upragnionej barki. Rozpytując się wszystkich, którzy cośkolwiek mogli powiedzieć jej o Pascualu, nie otrzymując jednakże pocieszających o nim wiadomości, wybuchała płaczem, rwąc sobie włosy i ręce z rozpaczą, że Matka Najświętsza nie zsyła jej żadnego ratunku.
Rybacy, nie mogąc jej nic pewnego powiedzieć, wzruszali tylko ramionami. Widzieli wprawdzie barkę podczas burzy niedaleko przylądka San Antonio, była już jednak bez żagli, nie mogła więc przybić do brzegu. Ktoś nawet zauważył, że bałwan ogromny natarł w pewnej chwili na barkę, ale czy jej nie pochłonął, z całą pewnością nie mógł powiedzieć.
Nieszczęśliwa kobieta, przebywając całemi niemal dniami wraz z dwojgiem dzieci na brzegu, często dochodziła do ostatecznej rozpaczy, to znowuż zapalała się jakąś dziwną nadzieją, aż wreszcie po dwunastu dniach łódź strażnicza, polująca na przemytników, przywlokła za sobą przewróconą, o czarnym oślizgłym kilu barkę, czyniącą wrażenie ponurej trumny. Dokoła barki roiło się mnóstwo różnego rodzaju ryb oraz potworów morskich, czujących dla siebie żer w przedziurawionym kadłubie. Była to barka Pascualo.
Wyciągnięto ją wnet na brzeg i ustawiono kilem na piasku. Maszt był złamany u samej na-