Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/78

Ta strona została przepisana.

to znowuż donośne uderzenie jakby w policzek, a kilka razy nawet się wydawało, jakby jakieś ciało straciwszy równowagę upadło z głuchym łoskotem na ziemię, aż cała kajutka drżała. Po chwili jednak zasypiali znowu z niewinnym spokojem wolnym od wszelkich podejrzeń i trwogi.
Pani Tona nie kryła się bynajmniej ze swoją słabością w stosunku do dzieci. W początkach swego wdowieństwa, zaglądając w nocy do ciasnej kajutki i widząc jak śpią przytulone do siebie, wzruszała się na myśl, że w tem właśnie miejscu znajdowała się zgnieciona deskami głowa ich ojca. Dławiły ją łzy wobec jakiejś niewiadomo skąd pochodzącej trwogi, że utraci je, jak utraciła swego Pascualo. Z czasem jednak, gdy do barki zawitał dobrobyt, obraz katastrofy powoli się zatarł. Pani Tona zaczęła wtedy wyróżniać i coraz większą czułością otaczać Toneta, który aczkolwiek był małym tyranem, wydawał się jej pełnym wdzięku przymilnym figlarnym kociakiem.
Wdowa była poprostu zaślepiona w tym siedmioletnim urwisie, który spędzał na brzegu dnie całe na zabawach z bandą wałęsających się łobuzów i wracał do barki dopiero późnym wieczorem w poszarganem, przemokłem i wytarzanem w piasku ubraniu, gdy tymczasem starszy, zwolniony już od obowiązku nieustannego opiekowania się braciszkiem, pomagał matce, czysz-