Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/83

Ta strona została przepisana.

w dzbanku blaszanym, poczem, gdy nie było już więcej żadnej pracy, układali się na pokładzie kołyszącej się na falach barki, jak prawdziwi panowie, brzuchem do góry i tak zasypiali w koszulach wypuszczonych na spodnie, muskani lekkim powiewem. Tytoniu na barce nie brakło, wuj Borrasca jednak widząc z jaką szybkością ulatnia się trawka algierska lub krajanka hawańska, zdobyta wnet po niedostrzeżonem przez władzę wyładowaniu kontrabandy w Cabanal, wściekał się ze złości.
Życie podobne, które było przedtem już szczytem marzeń Pascualeta, zadowalało go najzupełniej. Przy każdym jego powrocie na ląd matka spostrzegała, że przybywa mu coraz więcej sił, że się coraz bardziej opala, a tylko dobry jego charakter pozostaje zawsze ten sam, mimo nieustannego obcowania z innymi kotami zdolnymi do największych nawet psot, nie mówiąc już o takich jak puszczanie dymu z fajki równej z nimi wielkości w oczy znajdujących się przed nimi osób.
Nagłe zjawienie się starszego syna w traktjerni było jedyną niemal chwilą, kiedy Tona o nim myślała.
Smutno było karczmarce. Czuła się tak samotną, jakby wcale dzieci nie miała. Proboszcz stale się znajdował na morzu, gdzie mógł otrzy-