Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/84

Ta strona została przepisana.

mywać przypadającą na niego część wybiórków, które następnie sprzedawał, poczem, w niedzielę lub święto, przynosił uzyskane ze sprzedaży trzy czy cztery pesety, stanowiące tygodniowy jego zarobek i z dumą wręczał je matce. Tonet tymczasem coraz bardziej zasługiwał na miano wcielonego djabła. Stał się niepoprawnym włóczęgą, którego tylko głód mógł zapędzić do domu.
Przebywał stałe w towarzystwie łobuzów, którzy nie znali wcale domu ani własnych rodziców, jak owe psy błąkające wraz z nimi na brzegu. Czuł się w wodzie jak ryba. Pływał i nurkował w porcie, wyławiając ustami monety, rzucane przez przechodniów z brzegu i wcale się nie wstydząc nagości swego szczupłego opalonego ciała. Skoro się zjawił w traktjerni, niewątpliwie miał albo spodnie podarte, albo twarz podrapaną. W domu matka zastawała go nieraz z przychylonemi ustami do beczki z wódką. Pewnego zaś wieczoru zmuszona była włożywszy na siebie szal, udać się do urzędu straży portowej i prosić ze łzami w oczach o zwolnienie go, przyrzekając przytem za niego, że się pozbędzie brzydkiego zwyczaju wydobywania cukru z pak złożonych w ładowni.
Ach, Boże, co za utrapienie z tym chłopcem? I w kogoż się wdał ten przynoszący wstyd uczciwemu domowi nicpoń, który, mimo że nie