Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/96

Ta strona została przepisana.

cia pracował, jako jeden z tragarzy portowych, nie przemęczał się jednak, uważając, że dwa lub trzy dni poświęconych pracy tygodniowo wystarczy najzupełniej.
Tona umiała jednak tłumaczyć jego próżniactwo i złe nawyknienia, zwłaszcza widząc w dnie świąteczne, a często i inne, wolne od pracy, jego ciemną twarz, na której się przebijał już puszek wąsów, czapkę jedwabną na głowie, płócienną kurtkę niebieską na rozwiniętej figurze, wreszcie ciemny pas jedwabny na flanelowej koszuli w kratki czarno-zielone.
Dumna była ze swego syna, mimo że porównywała go z Martinezem niesławnej pamięci. Porównanie to jednak ostatecznie wykazywało, że jest żywszy, odważniejszy i roztropniejszy od tamtego. Zalety te widziały również i dziewczęta z Cabanal, które rywalizowały ze sobą, pragnąc go mieć za swego narzeczonego.
Cieszyła się Tona, widząc jak jest ceniony jej syn, którego sprawki były jej znane. Jedyna bieda, że tak lubi tę przeklętą wódeczkę! Był mężczyzną co się zowie, ani porównać go nawet nie można było z ociężałym bratem, któremu trudno było się poruszyć, chociażby po nim przejeżdżano wozem.
Pewnej niedzieli wieczorem w noszącej ironiczną nazwę Traktjerni Dobrych Obyczajów,