Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/98

Ta strona została przepisana.

nak ładną dziewczyną. Taka jednak synowa potrafiłaby nawet zjeść biedną świekrę, która będzie miała nieszczęście ją dostać!
Niewątpliwie. Wszak była wychowana bez matki przez ojca pijaka, który się zataczał już o świcie, idąc do wozu. Pijaństwo uszczuplając coraz bardziej jego figurę tembardziej uwydatniało nos, zniekształcony czerwonemi naroślami.
Nie cieszył się bynajmniej dobrą sławą. Jeździł wyłącznie w dzielnicy rybaczej Walencji, zamieszkałej przez „zepsute kobiety“. Skoro zawinął do portu jakiś statek angielski, proponował marynarzom bezwstydnie odwiezienie ich do lokali dyskretnych, poczem udawszy się tam i zabrawszy na wóz postacie uszminkowane w białych szlafrokach i z kwiatami we włosach, wiózł całe tak dobrane towarzystwo do jednej z traktjerni na brzegu, gdzie zabawa trwała już do rana. Sam przytem również korzystał. Nie rozstając się z batem, siadał na osobności przy dzbanie z winem i ciągnął zeń aż do zupełnego upicia się, spoglądając wzrokiem pełnym ojcowskiej dobroci na „swoje stadko“.
Gorzej było, że się nie taił z tem wcale wobec własnej córki. Rozmawiając z nią, używał tych samych wyrażeń karczemnych, a że wino czyniło go rozmownym, opowiadał wszystko, by tylko zadośćuczynić owej potrzebie. Mała zaś Dolores