Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/104

Ta strona została przepisana.

Gdy służący zawiadomił Ulisesa, że „signora“ Talberg już wróciła do siebie, marynarka ogarnął nagle szalony niepokój. Co powie Freya, gdy się dowie, że zamieszkał w tym samym hotelu.
Skoro go tylko zawiadomiono o śniadaniu, zeszedł do sali jadalnej. Idąc ku swemu stolikowi, przyglądał się wszystkim po kolei gościom, jacy go już tam wyprzedzili. Freya się spóźni niewątpliwie: ledwie wróciła, musi się więc nieco odświeżyć.
Jadł bez apetytu, utkwiwszy oczy we drzwi o wielkich witrażach, wyobrażających barki, ryby i mewy. Za każdym razem, gdy otwierały się owe wielobarwne podwoje, kęs nieprzełknięty stawał mu w gardle. Długo, powoli pił kawę: nie przyszła.
Wróciwszy do siebie, zadzwonił na służącego i począł się go wypytywać. „Signora“ nie jadła śniadania w hotelu; „signora“ wyszła właśnie, gdy był w sali jadalnej. Ale zobaczy ją niewątpliwie wieczorem.
Podczas obiadu podobnie się niepokoił; za każdym razem, gdy po drugiej stronie witraży dostrzegał zamgloną sylwetę kobiecą, zdawało mu się, że to była Freya.
Przez długi czas przechadzał się po przedsionku, żując ze wściekłością cygaro. Wreszcie zdecydował się zagabnąć portjera, którego chytrą, czarniawą twarz widać było z poza pulpitu ponad błękitnemi wyłogami, zahaftowanemi w złote klucze. Człowiek ów widział wszystko, rozumiał wszystko, choć stale wyglądał na zaspanego.
Na widok podchodzącego Ferraguta zerwał się, jak pociśnięty sprężyną: zdawało się, że dosłyszał szelest banknotu. Informacje były zupełnie ścisłe: „Signora Talberg rzadko jada w hotelu. Ma znajomych, którzy mieszkają w dzielnicy. Chiaia. Spędza tam prawie całe dnie. Niekiedy nawet nie wraca na noc do hotelu“. I siadł, chowając w zaciśniętej dłoni banknot, którego wartość przeczuł, nim go dojrzał.