Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/127

Ta strona została przepisana.

odległa panorama miasta, zatoki i przylądków; od tego tła odcinał się wazon kryształowy, pełen kwiatów, na Białym obrusie. Od dwóch tygodni nie wyjechała poza Neapol: tu upoiło ją górskie powietrze. Harfy i skrzypce, siejące w przestrzeń uczucia, akompanjowały im niby przy rozmowie.
Jedli z tym nerwowym apetytem, jaki daje wesołość. O kilka stołów dalej młoda para zapominała o potrawach, by móc zamieniać uścisk rąk. Dwaj lekarze Anglicy ze szpitalnego okrętu pozwalali stygnąć potrawom, malując w szkicownikach z dziecinną a pełną skrupulatności nieudolnością tę samą panoramę, jaka widniała na pocztówkach, wystawionych na sprzedaż u wejścia do restauracji.
Freya wskazała ręka na pękatą, oplecioną w łyczko butelkę. Zaśmiewała się z wstrzemięźliwości Ferraguta, który wodą rozjaśniał czerwonawą czerń włoskiego wina.
— Tak pijać musieli pańscy poprzednicy, argonauci, — mówiła wesoło. — Tak pijał niewątpliwie pradziad pański, Ulises.
I, napełniwszy własnoręcznie kieliszek kapitana, wymierzywszy z przesadną skrupulatnością dozy wody i wina, rzekła ze śmiechem:
— Wychylmy kielichy na cześć bogów.
Święte libacje powtórzyły się jeszcze kilkakroć razy. Marynarz czuł, jak zapada w stan rozkosznej błogości, pełnej ufności i spokoju: zdawało mu się, że ta kobieta już doń należy, że już należy doń niewątpliwie.
Głos Frei przywrócił mu przytomność umysłu:
— Panie Ulisesie, proszę mi mówić o miłości... Od rana mi pan jeszcze nie powiedział, że mnie pan kocha.
Mimo ton ironiczny posłuchał wezwania i po raz setny zaczął mówić o swej miłości; mówił, jak bardzo jej pragnie. Wino przydawało jego słowom drżenie wzruszenia; skargi orkiestry podniecały jego czułość. Tenor głosem, wezbranym od uczucia,