porównać z tem indywiduum! A jednak pan jest jedynym mężczyzną, dla którego mam trochę szacunku, panie Ulisesie! Mówię to zupełnie serjo, z całą szczerością, jaką daje wino. Nie powinnabym tego mówić, a jednak powiadam to panu... Gdybym mogła kochać kogoś, tym kimś byłby pan.
Ferragut w tejże chwili zapomniał o swym złym humorze i obrzucał swą towarzyszkę rozmiłowanem wejrzeniem...
Na tarasie zabraniała muzyka słodka, leciuchna jak dźwięk delikatnej, kruchej czary kryształowej. Lekkiemi ruchami głowy Freya podkreślała jej rytmy. Znała tę słodyczkowatę, ckliwą „Serenade“ Tosellego, owe „lamento“ wulgarnych uczuć, miotających duszami podróżniczek w hallach wielkich hoteli. I choć natrząsała się sama niegdyś z tej sztucznej muzyczki, uczuła teraz przecież nagle, że łzy jej stają w oczach.
— Nie móc nikogo kochać! — szepnęła. — Samej się błąkać po świecie! Choć miłość jest taka cudna!
Domyślając, że Ferragut zamierza zaprotestować, wstrzymała go ruchem ręki.
— Nie, panie Ulisesie; nie zna mnie pan. Nie wie pan, kim jestem. Niech się pan usunie odemnie. Jeszcze kilka dni temu był mi pan obojętny. Nienawidzę mężczyzn i nioby mi to nie szkodziło, by im wyrządzać zło. Ale dziś już mnie pan żywo obchodzi. Niech pan jedzie, niech pan ucieka odomnie! To najlepszy dowód życzliwości, jaki panu dać mogę.
Powiedziała to z wybuchem uczucia: możne, było sądzić, że Forragutowi groziło z jej strony niebezpieczeństwo, że wołała nań, by uciekał.
— W teatrze — ciągnęła — istnieje postać „kobiety demona“, zdarzają się artystki, które innych ról grywać nie umieją. Urodziły się, by się w te właśnie typy wcielać. Ja jestem taką „kobietą demonem“, ale w życiu realnem. Gdyby pan znał moje życie. Proszę mi wierzyć, panie Ulisesie, niech
Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/129
Ta strona została przepisana.