Neapolitańczyk, rządząc się szlachetnem uczuciem wspaniałomyślności, nie zaprzestawał kształcić owych obojętnych turystów i w dalszym ciąga wskazywał końcem bata na cuda i dziwowiska okolicy.
— Ten kościół to Santa Maria del Parto, zwany przez innych kościołem Sannazara. Sannazaro[1] był wielkim poetą, co opisywał miłość pasterek. Fryderyk II aragoński[2] darował mu w upominku willę i ogrody...
Uciął nagle. Oboje podróżni, nie racząc słuchać jego wyjaśnień, zaczęli z sobą rozmawiać w jakiejś niezrozumiałej gwarze. „Cudzoziemscy głupcy?“. Improwizowany cicerone popadł w dumne milczenie obrażonego i tylko, dając ujście wrodzonej gadatliwości, pokrzykiwał i pomrukiwał coraz na konia.
Dotarto wreszcie na szczyt Pausilippy. Po prawej stronie drogi wznosił się pretensjonalny nowoczesny budynek z widniejącym na froncie napisem wielkiemi złotemi literami „Ristorante“. Po stronie przeciwnej znajdował się cały szereg tarasów, na których widniały stoły, zastawione na dworze, i chatki o niskich daszkach, pokrytych pnączami. Okienka owych domeczków, wychodzące na zatokę, na znacznej wysokości, zabiegały jakiejkolwiekbądź niewczesnej ciekawości.
Stary „maitre d’hotel“, jaki wyszedł na spotkanie przybyłych, rzucił Ferragutowi porozumiewawcze spojrzenie: „Mam właśnie to, o co panu idzie!“ I, minąwszy taras, osłonięty altaną, wprowadził gości swych do niewielkiego saloniku o jednem tylko oknie.