„Chryste! Dama z Neapolu!“ Nie wiedział zgoła, kto jest ową damą z Neapolu, nie widział jej nigdy na oczy, ale był pewien, że to jej przybycie pociągnie za sobą niezwykle powikłania. A sprawy zdawały się już iść tak dobrze!...
Kapitan porwał się od stołu, wywrócił fotel i w dwu susach już był na pokładzie.
Cała załoga poruszona była niezwykłem wydarzeniem. Wszyscy ludzie wyszli na pokład: ciekawość, ten najsilniejszy z czynników w naturze ludzkiej, sprowadził ich z zasieków okrętowych, z dna statku, od kotłów parowych. Wuj Caragol o biskupiem obliczu wyglądał z poza uchylonych drzwi od kuchni, przesłaniając dłonią oczy, a mimo to nie mogąc dojrzeć zapowiedzianego cudu.
Freya stała opodal, ubrana w kostjum, krojem zbliżony i nieco do marynarskiego. Sądziła niewątpliwie, że na te odwiedziny na statku powinna się ubrać w strój multymiljonerów, mieszkających na własnych jachtach.
Na widok kapitana wyciągnęła doń rękę, z zupełną swobodą, jakgdyby pożegnali się byli w przeddzień.
— Chyba się pan nie będzie użalał, panie kapitanie! Przestałam pana widywać w hotelu, chciałam więc panu złożyć wizytę na statku... Pragnęłam poznać pański dom pływający. Wszystko to, co pana dotyczy, obchodzi mnie tak żywo...
Wydawała się zupełnie inną kobietą. Dokonała się w niej owych dni ostatnich jakaś głęboka zmiana. Wyraz oczu jej stał się śmiały, niemal wyzywający. Całą swą postacią dawała do poznania, że się chce oddać...
W sali jadalnej Ferragut przedstawił jej swego zastępcę. Twardy Toni był równie olśniony, jak i wszyscy ludzie z załogi. Co za kobieta! Od pierwszej chwili też zrozumiał i usprawiedliwił zachowanie się kapitana... A przecież wychodząc, spojrzał raz jeszcze na przybyłą z wyrazem prawdziwego niepokoju...
Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/144
Ta strona została skorygowana.