Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/160

Ta strona została przepisana.

— Wreszcie będziesz rad! — rzekł Ferragut wyciągając dłoń do swego zastępcy. — Wkrótce już rozwiniemy żagle.
Weszli do salonu. Ulises patrzył na statek z pewnym podziwem, jakgdyby za powrotem z dalekiej podróży. Wydawał mu się inny jakby: pewne szczegóły, na które nigdy przedtem nie zwrócił był uwagi, teraz mu wpadały w oczy.
W ciągu krótkiej chwili przebiegło mu przez myśl to wszystko, co przeżył w ciągu ostatnich niecałych dwóch tygodni. Dopiero wówczas mógł sobie zdać sprawę po raz pierwszy z ogromnej zmiany, jaka zaszła w jego życiu od chwili odwiedzin Frei na statku.
Ujrzał się znowu w pokoju hotelowym, gdy, siedział obok Frei... Paliła papierosa, poglądając na błękit zatoki:
— Jestem Niemką i...
Miała zamiar odsłonić mu wszystkie szczegóły swego tajemniczego życia. Była Niemką i służyła ojczyźnie.
— Dziś, by móc toczyć wojnę, wszystkie państwa muszą powoływać pospolite ruszenia. Mężczyźni w pełni sił idą na pole walki; inni pracują w fabrykach, przekształconych na wielkie warsztaty wojenne. Nawet kobiety biorą w walce powszechnej czynny udział; służą ojczyźnie w przemyśle lub w szpitalach; innych zadaniem jest zdobywanie wiadomości poza granicami kraju...
Ferragut, którego te brutalne oświadczyny zaskoczyły zbyt niespodzianie, przez chwilę milczał. Wreszcie ośmielił się myśl swą przyoblec w słowa:
— Więc, krótko mówiąc, jesteś szpiegiem?
Ona słowa te przyjęła wzgardliwym gestem. Był to termin przestarzały, który zatracił już całe swe pierwotne znaczenie. Szpiegiem można było być za dawnych czasów, gdy tylko zawodowi żołnierze brali udział w wojnie. Zdarzały się wówczas podłe, godne wzgardy indywidua, co dla miłości pieniędzy wypatrywały przygotowania nie-