przyjacielskie. To byli istotnie szpiedzy. Dziś Jednak są jedynie patrjoci, pragnący ze wszystkich sił pracować dla swej ojczyzny, jedni z bronią w ręku, inni wiedzą swą, inteligencją i przebiegłością.
Ulises się zdumiał, słysząc owe wywody.
— Więc i doktorka również...? — spytał.
Freya odrzekła tonem entuzjazmu i głębokiego szacunku:
— Przyjaciółka moja jest znakomitą patrjotką, uczoną, oddającą całą swą wiedzę na usługi ojczyzny. Ubóstwiam ją! Jest moją opiekunką, a nadto ocaliła mnie w najtrudniejszych chwilach życia.
— A hrabia? — ciągnął dalej Ferragut.
— To także jest patrjota wybitny... Ale nie mówmy o nim.
Najwidoczniej bała się owej wyniosłej postaci i wołała zwrócić rozmowę na inny przedmiot.
Zapadło długie, ciężkie milczenie. Freya wpatrywała się kochankowi uparcie w oczy. Chciała przeniknąć mu do myśli, odgadnąć, czy był już istotnie „gotów“ nim zada cios ostateczny. Wreszcie egzamin wypad! widać pomyślnie.
— Teraz, skoro mnie już znasz, — rzekła zbolałym tonem — idź sobie w świat! Kochać mnie nie możesz: jestem szpiegiem, jakeś to nazwał, istotą, godną pogardy... Idź sobie! Cała nasza znajomość rozwieje się jak sen... Zostaw mnie samą. Nie wiem, co mi przyszłość przyniesie; ale chodzi mi przedewszystkiem o twój spokój.
Z oczyma, pełnemi łez, upadła na węzgłowie szezlonga, twarz ukryła w dłoniach; całem jej ciałem wstrząsać poczęło łkanie...
Odgadła istotnie prawdę: od pierwszej zaraz chwili przezorność szeptać poczęła na ucho Ferragutowi: „Aleś się urządził! Uciekaj, póki czas! Czegoś chciał, toś już dostał; bądź teraz, synu, egoistą!“ Głos jednak szaleńczych śmiałości, głos fanfaronad, który go nakłaniał do zaciągania się na statki, płynące na pewną zagubę, mówił mu zgoła co innego: „Miałbyś ją teraz opuszczać! To byłoby
Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/161
Ta strona została przepisana.