rem mogły były wywrzeć na Ferragucîe, pani Talberg rozsnuwała przed nim coraz to nowe uroki.
Naga niemal przechadzała się po salonie, pewna swej urody, pyszniącą się ciałem jakby z kości słoniowej, jędrnem a nieskazitelnem, którego wiek nie nadgryzł jeszcze bezlitosnemi zębami. Czasami, powiewając dokoła siebie wielobarwnemi woalami, gięła się w takt jednego z owych tańców rytualnych, jakich się nauczyła na Jawie... To znów nagle, jakby ją chłód wyrywał z podzwrotnikowych marzeń, skokiem chroniła się w ramiona Ferraguta.
— Mój ty argonauto najmilszy! Rekinie mój!
I tuliła się do piersi marynarza, gładziła mu brodę, popychając go w głąb kanapy, zbyt wąskiej wówczas na ich dwoje.
To znów, zmęczywszy się tańcem pośrodku salonu, nie chroniła się w objęcia Ulisesa, lecz otwierała szkatułkę z drzewa sandałowego, w której przechowywała wszystkie swe kosztowności. Wyciągała je z gorączkowym pośpiechem, jakgdyby w obawie, że się może ulotniły z zamknięcia. I kochanek musiał wówczas podziwiać wszystkie klejnoty sztuka po sztuce, począwszy od naszyjnika z pereł aż do egzotycznych świecideł o dziwacznym wyglądzie.
Wieczorami chodzili od czasu do czasu na obiad do pewnej „birrarji“[1] w centrum miasta. Sale tam wyglądem naśladować miały rzekomo średniowiecze: belki z tynku pomalowane były na kolor ciemnego dębu, szyby imitowały gotyckie witraże. Właściciel, Niemiec, szeptał coś czasem Frei pocichu. Pewnego wieczora pokazał Ferragutowi przedmiot, jaki sam oglądał z wielkiem zajęcie. Była to waza zdobna w zabawne figurki, jaką odnalazł śród kufli porcelanowych, ustawionych na pólkach pod ścianami.
Ferragut nie wahał się ani chwili:
To starożytna waza peruwjańska.
- ↑ Birraria — po włosku piwiarnio.