Stamtąd to pewnego ranka zawołał kapitana, wskazując mu pewien punkt na widnokręgu. W tym kierunku należało się posunąć. Tam właśnie byli ci, kogo wyczekiwano.
Ferragut wykonał polecenie i w pół godziny potem ukazały się dwa wydłużone, ledwie wynurzające się z wody okręty, płynące pośpiesznie jeden za drugim. Był to pewien rodzaj niszczycieli bez masztów jednak i bez kominów; pomalowane na szaro w pewnej odległości zlewały się niemal z barwą wody.
Ustawiły się po obu stronach żaglowca, podpływając tak blisko, iż, zdawało się, zmiażdżą go kadłubami. Następnie z obu pokładów rzucono liczne liny stalowe i omotano je dokoła masztów goelety; wszystkie trzy statki stopiły się w jedną niemal niepodzielną masę, kołyszącą się lekko na falach.
Ulises z zajęciem przyglądał się obu statkom. To więc były owe głośne okręty podwodne?... Na pokładach ze stali dojrzał luki okrągłe i wysterkające na wierzch nakształt kominów. Oficerowie wraz z załogą przybrani byli wzorem rybaków z morza Północnego w nieprzemakalną odzież Z jednej sztuki, na głowach mieli kapelusze z naoliwionego płótna. Niektórzy z pośród nich powiewać jęli kapeluszami, na co hrabia im odpowiedział, zdejmując szerokim gestem kaszkiet. Jasnowłosi majtkowie goelety na wołanie swych towarzyszy z okrętów podwodnych odezwali się głośnym „Deutschland über alles!“.
Wybuch ten jednak entuzjazmu, zdający się być pieśnią triumfalną, trwał krótko. Ozwały się gwizdawki, ludzie przebiegli po stalowych pokładach; wnet Ferragut ujrzał, jak statek jego opadły dwa roje marynarzy. W jednej chwili luki zostały otwarte, rozległ się zgrzyt oddzieranych desek i wnet poczęto nosić na obie strony bańki z benzyną. Dokoła żaglowca woda usiana była połupa-
Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/188
Ta strona została przepisana.