Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/199

Ta strona została przepisana.

nie, jakie żywił dla ojca, poczucie męskiej solidarności sprawiły, iż do owego wybuchu łez przywiązywał wagę stosunkowo niewielką. Zwykłe kobiece słabostki! Matka, jak sądził, nie stała nu wysokości zadania. Należało umieć być żoną człowieka tak wyjątkowego, jak kapitan Ferragut. On jednak. Esreban, minio swą młodość, będący już skończonym mężczyzną, wda się w to i postara się o wyświetlenie całej sprawy.
Toni, dojrzawszy z pokładu statku nazajutrz zrana nadchodzącego na bulwar chłopca, miał chęć naprzód się schować... „To dońa Cristina wzywa go niewątpliwie, by go w dalszym ciągu badać“. Uspokoił się wprawdzie, gdy mu chłopak oświadczył, że przychodzi z własnej ochoty spędzić parę godzin na „Marę Nostrum“. Mimo to wolał jednak nie dotrzymywać mu towarzystwa, — mógłby, rozmawiając z nim, jeszcze się z czemś nieoględnie wygadać, — udał też, że ma coś do roboty w ładowni. Wnet zaś potem poszedł w odwiedziny do jednego z przyjaciół na inny, dość odległy statek.
Esteban ruszył do kuchni, zdała już nawołując wesoło Caragola. Ten też dziwnie jakoś wyglądał. Wilgotnemi, zaczerwienionemi oczyma patrzył na chłopca z niewysłowioną czułością. Milczał naprzód, zaniepokojony, i rozglądał się dokoła z takim przestrachm, jakby mu się przepaść rozewrzeć miała pod nogami. Wnet jednak, przypomniawszy sobie nagle o poszanowaniu, należnem odwiedzającym jego dziedziny, zaczął przyrządzać dwa „refresquet’y“. Po raz pierwszy, odkąd starek powrócił, uczęstować miał Estebana. Poprzednich dni, choć to się może wydać wprost niewiarogodnem, nie przyszło mu nawet na myśl, by miał przyrządzać swe słynne napoje upajające. Powrót z Neapolu do Barcelony był doprawdy smutny: statek bez kapitana wyglądał jak cmentarz.
Z tej też racji teraz ręka ociężała nieco wujowi