Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/204

Ta strona została przepisana.

Hiszpan w owym kraju?... Wyjechał też pewnego pięknego ranka...

Ponieważ portjer hotelowy nic więcej nie umiał mu powiedzieć, ojciec, ochłonąwszy z pierwszego wrażenia, udał się więc do biura swych depozytarjuszy[1], przypuszczając, że tu może czegoś się jeszcze dowie. Tam wszakże interesowano się jedynie wojną. Że jednak Ferragut był właścielem parowca i dawnym klijentem firmy, dyrektor zaprowadził go do urzędników, którzy rozmawiali z Estabanem.
Ci nie wiele zresztą, wiedzieli. Przypominali sobie, jak przez mgłę młodego Hiszpana, podającego się za syna kapitana i dopytującego się o ojca. Był tu po raz ostatni przed dwoma dniami. Młodzieniec nie wiedział jeszcze, czy wróci do Hiszpanji koleją, czy też wsiądzie na jeden z trzech statków, jakie właśnie stały w porcie pod parą i ruszyć miały do Marsylji.
— Sądzę, że pojechał koleją, — rzekł jeden z urzędników.
Drugi, pragnąc zwrócić na siebie uwagę szefa, potwierdził to przypuszczenie: młodzieniec pojechał niewąpliwie lądem. Sam mu nawet pomagał obliczyć cenę przejazdu aż do Barcelony.

Ferragutowi dość było najzupełniej tych wiadomości. Przedewszystkiem powinien wyjechać jaknajrychlej. Owa zagadkowa wyprawa syna stawała się dlań jednocześnie wyrzutem sumienia i niepokoiła go poważnie. Co się tam działo u niego w domu?

  1. Chodzi w danym wypadku o kupców, do których adresuje się statek lub towar wysyłany bądź na skład, bądź na sprzedaż; w języku polskim pojęcie podobne, o ile tłumaczowi wiadomo, nie istnieje.