wać musiał dat, by adwokat nie opuścił wypadkiem terminu, ustalonego w procedurze.
Bogu dzięki Ulises innym będzie człowiekiem! Don Esteban już sobie go wyobrażał, zbrojnego we wszystkie najgłębsze wiadomości prawnicze ojca chrzestnego a wyposażonego pozatem w niezmierną przedsiębiorczość, we wszystek zmysł życia praktycznego, jaki cechował ojca rodzonego. Tenby się mógł dorobić!... A nadto Ulises mógł przecież mieć kancelarję notarialną, owo zakurzone biuro, gdzie rzędami stały szafy okratowane o zielonych firankach, poza któremi drzemały wielkie żółte rejestry, zaopatrzone w numery i inicjały. Don Esteban wiedział dobrze, co owo biuro jest warte.
— Niema cieplarni — mawiał w chwilach zwierzeń — niema pola ryżowego, któreby dawało dochód równy dochodowi z tej posiadłości. Tu nie potrzebuję się obawiać ani przymrozków, ani burz, ani powodzi...
Przyszłość królewicza notarjatu częstym też była tematem rozmów poobiednich we dnie, gdy zapraszany bywał poeta.
— Czem chcesz zostać! — zapytywał Labarta swego chrześniaka.
Z oczu matki leciała doń niema prośba: „Powiedz: arcybiskupem, moje królewiątko“. Dla zacnej matrony syn od niczego innego nie mógł rozpoczynać swej duchownej karjery.
Co do notarjusza, to ten głos zabierał w tej sprawie z pewnością siebie, nie zapytując o nic zainteresowanego. Ulises będzie wybitnym prawnikiem; duros[1] toczyć się ku niemu będą tysiącami, jakgdyby to być miały zwykłe centymy. Będzie brał udział w uroczystościach uniwersyteckich, przyodziany w karmazynową togę jedwa-
- ↑ Duro — moneta srebrna, równająca się 5 pesetom; peseta według parytetu złota równa się frankowi unji łacińskiej.