wyjście: ruszyć z powrotem na morze. Statek będzie mu aż do końca jedynem przytuliskiem, jak niegdyś klasztory schroniskiem były dla zbrodniarzy...
Dnia pewnego oświadczył Toniemu, że za parę godzin podnieść mają kotwicę. Zaofiarował usługi swe marynarkom państw sprzymierzonych celem aprowidowania floty, blokującej Dardanele. „Mare Nostrum“ powiezie prowjant, broń, amunicję, samoloty.
Toni chciał naprzód perswadować: łatwo przecież można było znaleźć zlecenie bezpieczniejsze a równie korzystne; można było popłynąć do Ameryki...
— A moja zemsta? — przerwał mu Ferragut. — Chcę resztę życia poświęcić na czynienie wszelkiego zła, do jakiego tylko zdolny będę, mordercom mego syna. Sprzymierzeni potrzebują statków: daję im swój i siebie samego w dodatku.
Wiedząc zaś, co jeszcze młodszy oficer mógłby mu zaoponować, dodał:
— Nadto płacą mi dobrze. Na podróżach tych wiele zarobimy... Dadzą tyle, ile sam zażądam.
Po raz pierwszy, odkąd wciągnięto go na listę załogi „Mare Nostrum“, zastępca machnął wzgardliwie ręką na wspomnienie o cenie frachtu.
— Zapomniałem, — dorzucił Ulises,[1] uśmiechając się mimo przygnębienia — ta podróż to moja wielka idea: pracować będziemy na rzecz Rzeczypospolitej.
Wziąwszy więc w Anglii ładunek, parowiec popłynął ku Dardanelom. Ferragut chciał żeglować sam i odmówił ochrony niszczycieli, jakie zazwyczaj eskortowały konwoje statków handlowych.
Morze Śródziemne znał dobrze. Należał pozatem do państwa neutralnego; na zadzie statku powiewała bandera hiszpańska. Owo częściowe nadużycie własnej flagi nie budziło w nim żadnych
- ↑ Brakujący fragment tekstu przetłumaczono na podstawie tekstu oryginalnego z wydania Vicente BLASCO IBAÑEZ MARE NOSTRUM (NOVELA) PROMETEO Gemanías, 33.— VALENCIA (Published in Spain) Copyright 1919, by V. Blasco Ibáñez.