kłamstwa... Zdrajca — czyż to ty jesteś zdrajcą? Tyś przecie do nas nie należał; ojcem jesteś pragnącym się zemścić. Zdrajcy... ach, to my jesteśmy zdrajcami: ja, com cię wciągnęła w tę grę straszliwą: oni, co mnie do ciebie popchnęli, by zapewnić sobie twe usługi.
Przyszły jej na pamięć dnie, przeżyte w Neapolu; uważała, iż powinna mu była wyjaśnić ówczesne swe postępowanie.
— Nie mogłeś mnie był zrozumieć: nie znałeś całej prawdy... Gdym cię spotkała w drodze do Paestum, przypomniałeś mi młodość moją, czasy, gdym doktorkę znała ledwie zdaleka, gdym nie skompromitowała się jeszcze służbą wywiadowczą... Początkowo zajął mnie twój entuzjazm zakochanego, twe zaloty hiszpańskie, wystawanie przed drzwiami hotelu, przyrzeczenia twe i przysięgi były dla mnie prawdziwą rozrywką. Nudziłam się podczas tego przymusowego wyczekiwania w Neapolu... Pewnego dnia jednak zrozumiałam, że obchodziłeś mnie bardziej, aniżeli którykolwiek z mężczyzn dotychczas... Zrozumiałam, żem cię gotowa pokochać...
— Kłamstwo! Kłamstwo! — szepnął Ferragut pełnym nienawiści głosem.
— Mów, co chcesz, a przecież to prawda. Zrana, gdym się budziła w swym hotelowym pokoju, pierwszym ruchem mym było podbiec do okna i wypatrywać poprzez zazdrostki, czy czekasz na mnie przed domem. „Mój flirt, mój zakochany!“ — mówiłam sobie. Możeś, myśląc o mnie, źle spał tej nocy. Czułam, jak budzi się we mnie ktoś nowy, inny, jakaś dziewczyna dwudziestoletnia: entuzjastyczne, naiwne dziewczę... Gotowam była zejść na dół i podejść do ciebie: poszlibyśmy razem nad brzegami zatoki, jak dwoje zakochanych z powieści... A wtem przychodziła mi na myśl przeszłość moja. „Biedny, nieszczęsny człowiek!... W jakiż świat intryg i kompromitacyj bym go wciągnęła!
Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/245
Ta strona została przepisana.