Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/246

Ta strona została przepisana.

Nie, nie!“ I kryłam się przed tobą, uciekając się do wybiegów przemyślnej pensjonarki, korzystając z momentów, gdyś się oddalał, by uciec z hotelu, lub skręcając w bocznicę, gdyś właśnie miał ku mnie zwrócić oczy... Podejść do siebie pozwalałam ci wówczas jedynie, gdym nie była już w stanie uniknąć spotkania, ale u doktorki mówiłam nieustannie o tobie i śmiałam się wraz z nią z twej romantycznej galanterji.
„Gotowaś się w nim zakochać, — mówiła mi; — ów don Jose zbyt cię obchodzi. Strzeż się, Carmen!“ A szczególniejszą w tem było rzeczą, że moja rodząca się miłość zdawała się jej raczej podobać, choć w zasadzie przeciwna była jakiemukolwiekbądź uczuciu, któreby w pracy naszej nie miało nam przynieść korzyści... Mówiła prawdę: byłam zakochana. Przekonałam się o tem rankiem tego dnia, gdym koniecznie zapragnęła pójść do Akwarjum. Szereg długich dni minął, gdym cię nie widziała: mieszkałam u doktorki, nie w hotelu, by nie spotykać swego flirtu. Owego ranka zbudziłam się smutna, z uporczywą myślą o tobie: „Biedny, kapitan!... Trzebaż mu dać choć trochę szczęścia“« Byłam tego dnia chora, chora na ciebie! Teraz to dopiero rozumiem...
Na chwilę umilkła i podniosła nań oczy, chcąc się przekonać, jakie jej słowa czynią na nim wrażenie.
— Przypomnij sobie obiad nasi w restauracji na Vomero; przypomnij sobie, jakem cię zaklinała, byś się rozstał ze mną, byś mnie zostawił losowi. Odgadywałam przyszłość: przeczuwałam, że ci zgotuję nieszczęście. Chciałam, usuwając się, ocalić cię odeń, a jednocześnie drżałam, że mogę cię już nigdy nie zobaczyć. Tego wieczora, gdyś mnie zniecierpliwił płomiennością swych pożądań, gdym się tak głupio broniła, jakgdybyś istotnie miał mi być obcym, jakgdyby na tobie właśnie skupić się miała wszystka moja nienawiść ku mężczyznom, nocy tej płakałam, znalazłszy się wreszcie sama