Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/247

Ta strona została przepisana.

w swym pokoju. Płakałam, myśląc, żem cię utraciła nazawsze, a jednocześnie szczęśliwa byłam na myśl, że wyzwoliłeś się z pod mych wpływów... I wówczas właśnie przyjechał von Kramer. Potrzeba nam było statku i człowieka. Doktorka, pyszniąc się swą spostrzegawczością, twierdziła, że w tobie znajdziemy pożądaną, niezmiernie cenną siłę. Kazali mi cię odnaleźć, raz jeszcze opanować twe zmysły. W pierwszej chwili, mając na względzie twą przyszłość, odmówiłam. Ale ofiara tak mi się wydała słodka; zawsze rządzimy się egoizmem... i poszłam... Resztę już wiesz...
Umilkła i zamyśliła się chwilę, jakgdyby pojąc się rozkoszą wspomnień o tych dniach, o tych dniach jedynych, gdy naprawdę była szczęśliwa.
— Gdyś odpłynął na goelecie, — podjęła znowu, — zrozumiałam, czem byłeś dla mnie. Jakże mi ciebie brakło!... Doktorkę obchodziły przedewszystkiem sprawy włoskie. Ja liczyłam dnie, które mi zbyt wolno płynęły. „Dzień... dwa... trzy... Mój ubóstwiany marynarz wróci wnet do mnie... Wróci niebawem!“ Aż nagle jak piorun spadło wypowiedzenie wojny przez Włochy. Dla nas równało się to niestety rozłące. Myśląc o Niemczech, doktórka przeklinała Włochów; ja ich przeklinałam, myśląc o tobie, widząc, że muszę wyjechać wraz ze swą towarzyszką, że w ciągu dwóch godzin przygotować się muszę do wyjazdu, by ujść mściwości tłumu. Jedyną pociechą było mi, że wyjeżdżałyśmy do Hiszpanji. Doktorka obiecywała sobie tam dokonać niezmiernie wiele... Ja zaś myślałam, że tam najwięcej będę miała szans, by cię spotkać.
Uniosła się niecąo. Rękoma dotknęła kolan Ferraguta. Chciała je ucałować, ale nie śmiała. Bała się, że jeśli się otrząśnie z tej tragicznej martwoty, to po to, by ją odepchnąć.
— W Bilbao dowiedziałam się o storpedowaniu „Californian’a“ i o śmierci twego syna... Nie, nie chcę o tem mówić... Płakałam, długom płakała,