Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/253

Ta strona została przepisana.

śmierć nawet czy utratę honoru wołałabym od nędzy... Żadnego niebezpieczeństwa się nie lękam, ale ogarnia mnie strach na myśl o biedzie... Matka umarła wreszcie, napróżno wciąż wyczekując owego trwałego, pewnego bogactwa. Zostałam sama z ojcem; byłam młodą panną, przebywającą wciąż w męskiem towarzystwie, pół-dziewicą, wiedzącą o wszystkiem, nie dziwiącą się niczemu, strzegącą zazdrośnie swej niewinności, której cena sprzedażna jest tak dobrze znana. Gdy ojciec umarł, całym majątkiem moim były stroje i trochę klejnotów, zresztą nie nazbyt cennych: z zimną krwią rozstrzygnęłam o swej przyszłości... W naszym świecie jedyną cnotą są pieniądze. Dziewczyny z ludu nie sprzedają się tak łatwo, co panna ze świata, wychowana w przepychu, a nie umiejąca nic prócz gry na fortepianie i może posiadająca pewne zdolności do języków cudzoziemskich...
Prześliznęła się szybko po tym okresie życia. Jeden z przyjaciół ojca, właściciel domu handlowego w Wiedniu, człowiek już niemłody był jej pierwszym kochankiem. Później ogarnął ją ów poryw miłosny, jakiemu ulegają najbardziej nawet pozytywnie nastrojone kobiety. Zakochała się, jak się jej wydawało, w pewnym oficerze holenderskim, jasnowłosym Apollinie, z którym ślizgała się razem w Saint-Moritz. Poślubił ją. Wreszcie jednak nudy w Batawji tak się jej dały we znaki, że uzyskawszy rozwód, powróciła do Europy i znów poczęła pędzie życie hotelowe, jeżdżąc z zimowych klimatyk do modnych miejscowości kąpielowych.
— Pieniądz!... Niema chyba warstwy społecznej, gdzie równie silnie czułoby się jego potęgę, jak w tym dawnym moim śmiecie. W „palace‘ach“ spotykałam dziewki o żołdackich manjerach, z potwornemi łapami, palące nieustannie, z nogami założonemi na poręcze foteli, z bardziej lub mniej zadartemi kieckami. Wyglądały jak nierzą-