narzędziom, pomocnem do wdzierania się w cudze myśli; a że z niewoli tej nie było wyzwolenia, bardziej więc ją męczyła teraz niż poprzednio. Z życiem komiwojażerki miłości czy z życiem artystki mogła była zerwać bez trudu: jeśli jednak ktoś wstąpił „na służbę“, to już jej nie mógł porzucić nigdy. Dowiadywano się tam zbyt wielu rzeczy, poznawano po dłuższym pobycie zbyt wiele i zbyt ważnych tajemnic. Agent stawał się niewolnikiem swych funkcyj: każdy z jego czynów dorzucał jedna, jeszcze cegłę do muru, grodzącego mu drogę do wolności.
— Znasz resztę mego życia, — mówiła dalej. — Mus posłuszeństwa wobec doktorki, mus uwodzenia mężczyzn, by im móc wydzierać tajemnice, sprawiły, że znienawidziłam ich śmiertelnie... Aleś się zjawił ty, dobry i szlachetny, ty, coś jak młodzik, pożądał mnie z ową entuzjastyczną naiwnością. Przy tobie zdawało mi się, że mam lat osiemnaście, że ktoś stara się o mnie po raz pierwszy w życiu... Ty nie jesteś egoistą: mam wrażenie, że gdybyś był mnie poznał za czasów mej młodości, nie porzuciłbyś mnie, by się ożenić z inną dla posagu... Jeślim z początku nie chciała ci się oddać, to właśnie dlatego, żem cię kochała, żem nie chciała ci krzywdy wyrządzić... Potem dopiero na rozkaz zwierzchników, pod wpływem uczucia wreszcie wyzbyłam się początkowych skrupułów... Ulisesie, ukochany mój!.. Zapomnijmy; poco o tem wspominać! Znam twe serce i, widząc się w niebezpieczeństwie, uciekam się do ciebie. Katuj mnie!... Zabierz mnie z sobą!...
Stała teraz wprost przed nim; uniosła obie ręce w górę i położyła mu je na ramionach, jakby nieśmiało domagając się uścisku.
Ferragut nie drgnął nawet. Błagania nie czyniły na nim wrażenia. Freya dość chyba sponiewierała się po świecie, by umieć się samej wyzwolić; jego pomoc była tu chyba zbyteczna.
Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/255
Ta strona została przepisana.