Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/275

Ta strona została przepisana.

na mnie... Broń mnie, Ulisesie! Nie każ mi wracać na ląd: boję się!... Byłabym tak bardzo bezpieczna, tu u twego boku!...
W oczach jej malowało się najwyższe przerażenie.
— Doktorka jest mi obecnie wrogiem... Gdy niegdyś tak się inna, opiekowała, obecnie porzuca mnie, jak istotę bezużyteczna., której się trzeba pozbyć. Jestem przekonana, że przywódcy nasi wydali już na mnie wyrok... Nie jesteś w stanie sobie wyobrazić, w jaką wściekłość wpadła doktorka, gdy za powrotem z podróży powiedziano jej o śmierci jej wiernego Karola. Musiała gniew swój wywrzeć na kimś: mnie też uczyniła odpowiedzialną za wszystkie owe nieszczęścia. Przezemnie cię poznała, dzięki mojej pomocy wplątano cię w sprawy „służby**. Odtąd jedynie myśl, że się pomści na tobie, wywołać mogła uśmiech na jej usta, się, że nazwisko twe doniosła władzom najwyższym, że wie o rozkazach, jakie wydano w związku z twą sprawą; sypały się z jej ust pogróżki pod adresem twoich wspólników. A ja niewątpliwie do nich należę: czyż bowiem nie ośmieliłam się brać ciebie w obronę! A nadto nie chciałam nigdy należeć do tych, co ci życzyli śmierci. W kilka tygodni potem doktorka stała się znów dla mnie niezmiernie czuła. Oświadczyła mi, że mam być wysłana do Francji do obserwowania ruchu okrętowego w portach. Pasport był już gotów. Liczono na mój spryt... i na urodę, dzięki której zdobędą stosunki śród oficerów marynarki. Chciałam początkowo odmówić. Francja posiada ścisłe dane o przebiegu mej służby w czasach przedwojennych. Nie mogę mieszkać tu, nie narażając się na niebezpieczeństwo... Alem się nie była w stanie długo opierać. Cóż bowiem pocznę! Już nawet woli własnej nie mam: „służba“ zrobiła ze mnie automat... I oto w takich warunkach tu przybyłam: czuję, że z każdym dniem zbliżam się ku śmierci, a jednak speł-