Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/276

Ta strona została przepisana.

niam polecenia, jakie mi narzucono; usiłuję nawet stać się użyteczną, by opóźnić moment zemsty...
— Jakim sposobem zdołałaś się przedostać do Francji? — zapytał kapitan Ferragut, nie zwracając uwagi na wyraz boleści, malujący się na twarzy Frei.
Wzruszyła ramionami. W tym „zawodzie“ łatwo się zmienia narodowość. Obecnie była obywatelką jednej z republik południowo-amerykańskich. Doktorka dostarczyła jej wszystkich dokumentów, potrzebnych na granicy.
— Ale tu — ciągnęła — mocniej mnie w ręku trzymają, niż gdybym była w więzieniu. Umożliwiono mi tu wjazd, ale wyjechaćbym bez ich pomocy nie mogła. Jestem całkowicie w ich mocy... Co ze mną zrobią?... Niejednokrotnie strach podszeptywał mi rozpaczliwe decyzje: myślałam już, by się samej oskarżyć, stawić się przed władzami francuskiemi, opowiedzieć im dzieje życia, zwierzyć, im wszelkie tajemnice, jakie posiadam. Ale boję się swej przeszłości; o zbyt wiele zbrodni ten kraj mógłby mnie oskarżyć. Może wziętoby pod uwagę, żem się dobrowolnie przyznała do winy i może nie skazanoby mnie va śmierć; ale w takim razie czekają mnie ciężkie roboty, więzienie... włosy krótko obcięte, gruba odzież więzienna, przymus milczenia, głód być może i zimno!... Musisz mnie zrozumieć: boję się tego wszystkiego... Nie, raczej śmierć!... Więc żyję dniem dzisiejszym, unikam myśli o jutrze, szczęśliwa, gdy mam pewność, żem jeszcze przez parę dni bezpieczna... Wreszcie gdym się dowiedziała, żeś przybył, nadzieje we mnie ożyły. Ulisesie; musisz mnie zabrać ze sobą. Na statku żyć będę mogła zapomniana przez wszystkich, jakgdybym była umarłą... A jeśli nie mógłbyś znieść obecności mej tu obok siebie, to wywieź mnie gdzieś daleko od Francji, zostaw mnie w jakimś kraju dalekim... Nie wytrzymam dłużej w tem straszliwem osamotnieniu, na ziemi wrogów, zmuszona do posłuchu,