Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/284

Ta strona została przepisana.

zbrane potoki pian; widać było już teraz długi, smukły kadłub okrętu. Ponad statkiem podwodnym rozwinęła się nagle na wietrze bandera, którą Ulises w tejże chwili rozpoznał.
— Chcą nas zaatakować ogniem działowym! — zawołał do Toniego. — Niema co już lawirować. Teraz trzeba starać się zyskać na odległości; trzeba płynąć wprost przed siebie.
Zastępca zastosował się do rozkazu. Pod potężnym naporem machin drżał cały kadłub. Dziób statku ciął fale z coraz wzrastającym szumem.
Nieprzyjacielski okręt podwodny, choć początkowo urósł pozornie po wynurzeniu się z wody, teraz cofać się zdawał ku widnokręgowi. Po obu stronach dziobu piętrzyły się coraz to większe masy piany. Pędził najwyższą szybkością, jaką osiągnąć mógł na powierzchni; ale „Mare Nostrum“ uciekło się do tego samego; odległość pomiędzy obu statkami coraz bardziej rosła.
— Strzelają! — rzekł Ferragut, obserwujący nieprzyjaciela przez lornetkę.
Słup wody bryznął w górę przed dziobem statku. Caragol, po raz pierwszy w życiu mogąc dostrzec, co się dzieje, począł klaskać w ręce, jak rozradowane dziecko. Zaczął potem powiewać palmowym kapeluszem.
— Wiwat święty Chrystus z Grao!
Dokoła „Mare Nostrum“ jęły padać coraz to nowe pociski, bryzgając na statek olbrzymiemi szmatami pian. Nagle kadłub okrętowy zadrżał od krańca do krańca; blachy stalowe zatrzęsły się i zadzwoniły.
— To nic! — krzyknął kapitan, przechylając się do pół ciała, by objąć wzrokiem cały kadłub okrętu. — Pocisk w tył statku. Trzymaj się, Toni!
Młodszy oficer, naparłszy na ster, odwracał się od czasu do czasu, chcąc zdać sobie sprawę z odległości, dzielącej ich od nieprzyjaciela. Za każdym razem, gdy pocisk wzbijał ku górze słup wody, ponawiał ciągle tę samą radę: