Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/38

Ta strona została przepisana.

nych wyznań lecz o duszach podobnych — dotrwali aż do początków XIX wieku śród przygód, godnych Odysei.
We wsi swej Ferragut znał wielu starców, którzy za młodu byli jeńcami w Algierze. W zimowe noce stare kobiety śpiewały jeszcze żałosne pieśni branek, z trwogą wspominały berberyjskich zbójców. Rabusie morscy mieli jakieś pakta tajemne z czartem, który im dawał znać o pomyślnych sposobnościach. Gdy czasem w klasztorze gdzieś, jakieś piękne nowicjuszki składały śluby zakonne, nagle nocą wrota pękały pod ciosami toporów; i wnet korsarze uprowadzali ku swym galerom ładunek ciał dziewczęcych. To znów jeśli się odbywało wesele jednej z dziewcząt z nadbrzeża, znanej z urody, nagle u wyjścia z kościoła jak z pod ziemi jawili się niewierni... Mężczyzn z orszaku mordowano puginałami... Padała salwa z garłaczy i napastnicy nikli bez śladu, unosząc dziewczęta w świątecznych strojach.
Na całem wybrzeżu korsarze obawiali się je dynie mężczyzn z ponad Mariny: bo też ci byli równie odważni, równie waleczni jak oni sami. Maurowie napadali też na ich wsie jedynie pod nieobecność męskiej połowy ludności, mężów, którzy tymczasem łupili niewątpliwie i puszczali z dymem jakąś wieś na afrykańskiem wybrzeżu.
Latem Tryton z bratankiem obiadowali w cieniu altany. Gdy już sprzątnięto nakrycia, Ulises zbliska oglądał dziadkowe fregaty: uczył się nazw masztów, żagli i lin; uczył się, jak rozwijać i zwijać żagle. Niekiedy do późna siadywali na tarasie przed domem, patrząc na morze, srebrzone przez księżyc, lub po którem czasami w ciemne noce ślizgały się wąskie i blade odblaski gwiezdnej poświaty.
W bibljotece swej nagromadził doktór wszelkie książki, mówiące o morzu Śródziemnem, wszystkie poematy, jakie powstały pod wpływem jego czaru; wiedzę tę przelewał też w swego