Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/39

Ta strona została przepisana.

ucznia. Mare Nostrum[1] dawnych Latynów było dla Ferraguta rodzajem jakby błękitnego tworu żyjącego, potężnego a inteligentnego stworzenia naprawdę świętego, podobnie jak owe smoki i węże, w których postaci czci się w pewnych religjach pierwiastki życia...
Doktór prawił długo bratankowi o wodach morza Śródziemnego, o rybach, jakie w niem żyją, o brzegach, jakie je otaczają: najbardziej jednak lubił opowiadać mu o dziejach „swego morza“, będących zarazom dziejami cywilizacji.
Malował więc naprzód przed oczyma chłopca jakieś nędzne szczepy ludzkie, włóczące się po piaskach nadbrzeżnych w poszukiwaniu skorupiaków. wyrzucanych przez morze. Aż z chwilą, gdy się ośmielono puścić na wody, brzegi nagle poczęły się zaludniać. Świątynie, wzniesione niegdyś na dalekich zabrzeżach, odbudowywano na półwyspach i na przylądkach; wnet potem powstały miasta nadmorskie, pierwsze kolebki dzisiejszej cywilizacji. Na owem morzu wewnetrznem ludzie nauczyli się pływać. Wszyscy na wodę pozierali naprzód, nim zaczęli pozierać w niebo. Po tej błękitnej drodze zeszły ku nim cuda życia; z łona jej zrodziły się bogi. Fenicjanie, stawszy się żeglarzami, porzucili swe grody, by szerzyć tajną wiedzę Egiptu i Azji na wszystkich wybrzeżach wewnętrznego morza. Potom zastąpili ich w tem Grecy z nadmorskich republik.
Ateny były demokracją marynarzy i, zdaniem Ferraguta, to właśnie było najpiękniejszym tytułem do ich sławy...

Bóstwa „Naszego Morza“ przejmowały doktora uwielbieniem, pełnem rozkochania. Wiedział, że nie istniały, lecz wierzył w nie, jak w poetyckie symbole sił przyrody.

  1. Nasze morze.