Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/50

Ta strona została przepisana.

Don Esteban z pewnem zadowoleniem wychwalał wobec brata urok życia osiadłego a lukratywnego.
— Tam, na wybrzeżu katalońskiem mieszkają moi szwagrowie, Blanesowie; istne wilki morskie; wilki morskie, temu przecież nie możesz zaprzeczyć! I cóż, synowie ich pracują w Barcelonie, jedni jak pracownicy handlowi, inni jako kanceliści w biurach swego stryja bogacza. Wszyscy są synami marynarzy, a przecież uwolnili się od owych więzów morskich. Prawdziwe interesy robi się tylko na lądzie. Jeno szalone pałki mogą marzyć o statkach i o przygodach.
Na te docinki Tryton odpowiadał jedynie lekkim uśmiechem, ale jednocześnie zamieniał z bratankiem porozumiewawcze spojrzenia.
Obu ich wiązała pewna tajemnica. Ulises, kończący już swe przygotowania do bakalaureatu, przechodził jednocześnie w instytucie kurs nawigacyjny. Jeszcze tylko dwu lat mu brakowało do ukończenia studjów. Stryj łożył na kupno skryptów i książek; nadto polecił go jednemu z profesorów, wespół z którym odbył długi szereg morskich podróży.