Gdy don Esteban Ferragut zmarł — niemal nagle — syn jego miał lat osiemnaście i chodził na uniwersytet.
W ostatnich chwilach przed śmiercią notariusz zwątpił wreszcie, by Ulises zostać miał głośnym prawnikiem, jak to sobie był marzył. Auli unikał a ranki spędzał w porcie, ćwicząc się w robieniu wiosłem. Na uniwersytecie pedle unikali go, bojąc się jego pięści. On sam uważał się za marynarza, a jako człowiek, nawykły do mierzenia się z żywiołem, sądził, iż kłótnie pomiędzy mężczyznami nie prowadziły do niczego.
To zapalczywie oddając się pracy, to znów zapadając w zupełne niemal rozleniwienie, Ulises mozolnie zbliżał się do kresu swych studjów, gdy nagle angina płucna zabrała mu ojca.
Dońa Cristina, ledwie otrząsnąwszy się ze straszliwego ciosu, jaki w nią uderzył, rozejrzała się dokoła w zdumieniu. Pocóż tu siedzieć w Walencji!... Skoro już niema człowieka, który ją przeniósł w te strony, najlepiej będzie wrócić do swoich. Poeta Labarta zająćby się mógł majątkiem, który zresztą nie był bynajmniej tak duży, jakby to można było przypuszczać, wnosząc z dochodów. Don Esteban stracił bardzo wiele na pewnych niezwykłych przedsiębiorstwach, w które się wdał jedynie przez swą poczciwość; mimo to zresztą dobytek, jaki zostwił, zapewniał wdowie żywot beztroski u boku krewnych w Barcelonie.
Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/51
Ta strona została przepisana.
PATER OCEANUS