panją a Kubą i Stanami Zjednoczonemu. W ten sposób rozpoczęła się włóczęga morska Ulisesa, która wraz z życiem dopiero miała się skończyć.
Rodzina szczyciła się, iż umieściła chłopca na statku pasażerskim. Był to istny hotel pływający, którego oficerowie wyglądali trochę na zarządzających w „Palac‘ie“. Zadania naprawdę doniosłe przypadały w udziale mechanikom, którzy wciąż tkwili przy maszynach, a gdy przypadkowo wychodzili na pokład zaczerpnąć powietrza, zachowywali się jak podwładni. Tak nakazywała hierarchja, ustanowiona jeszcze przed postępami mechaniki.
Ulises przebył kilkakrotnie ocean, jak się przejeżdża poprzez dalekie lądy w ekspresie kolejowym, mknącym cała parą. I cóż zostało z boskiego spokoju morza przy ciągiem warczeniu śrub i głuchem dudnieniu machin. Bodajby niebo było najbardziej błękitne, wiecznie przesłaniał je zwiewny tuman, zrodzony w głębi kominów. Ulises żałował, iż nie jest na jednym z owych żaglowców, które transatlantyk zostawiał poza sobą. Były one, jego zdaniem, podobne do owych głębiej myślących podróżnych, którzy poją się krajobrazem i duszę w nim swoją kąpią. Ludzie na parostatkach czynili nań wrażenie obieżyświatów, wpółsennie poglądających przez małe okienka wagonu Da oszałamiający korowód mglistych widoków, przeciętych drutami telegraficznemu
Ukończywszy służbę aspirancką, Ulises przeszedł jako drugi oficer na trójmasztowiec, płynący do Argentyny po ładunek zboża z Bahia-Blanca. Powolny bieg, dnie o słabym wietrze, olbrzymie cisze mórz podzwrotnikowych, wszystko to pozwoliło mu zgłębić tajemnice tego ciemnego Oceanu, który dla ludów starożytnych stawał się „Nocą otchłani“. „Morzem Ciemności“, smokiem błękitnym, codzień pożerającym słońce. Zdał sobie sprawę, że „Pater Oceanus“ nie był bogiem ka-
Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/53
Ta strona została przepisana.