Ramirez i znów kliper musiał zawrócił, chcąc uniknąć tego cmentarza okrętów. Płynąc pod wiatr, dobito aż do pierwszych gór lodowych, znów więc musiano się cofnąć, by nie zatracić się gdzieś w samotniach bieguna południowego.
Ferragut zwątpił już wreszcie, by kiedykolwiek się im udało opłynąć przylądek. Jak ów przeklęty statek z legendy, tak i fregata ich wieczyście błądzić będzie śród burz. Kapitan, zdziczały wskutek pobytu na morzach, niemowny a przesądny, pięścią wygrażał przylądkowi i przeklinał go, jak bóstwo piekielne. Był przekonany, że nie zdołają go opłynąć, nim go nie przejednają ofiara, ludzka. I Anglik ów przypomniał Ulisesowi pierwszych argonautów, którzy ofiarami ludzkiemi odwracali od siebie gniew bóstw morskich.
Nocy pewnej fale porwały jednego z majtków. Nazajutrz majtek, siedzący na bocianiem gnieździe, spadł ze szczytu masztu i nikt nie był w stanie pomyśleć nawet o niemożliwym wprost ratunku. Wówczas demon Południa nasycił się jakby tym krwawym haraczem; wiatr zachodni ustał niezwłocznie i statek nie miał już przed sobą owej zapory nie do przebycia wrogich żywiołów. Wpłynął na ocean Spokojny i w dwa tygodnie potem zarzucił kotwicę w zatoce Valparaiso.
Ulises łatwo zrozumiał wówczas, czemu marynarze z taką wdzięcznością wspominają ów port. Był to dla nich spoczynek po walce, radość życia tem większa, iż czuło się już podmuch śmierci, godziny, upływające w kawiarniach, gdzie się pije i je do sytości, gdy organizm jeszcze cierpi wskutek nadmiaru słonych konserw, a skórę pociętą się ma bliznami.
Patrząc na wdzięczne dziewczęta w czarnych szalach, Ulises myślał o stryju doktorze. Spędzając noce na lądzie, odwracał niejednokrotnie oczy od młodych czarnych piękności, porwanych „za-
Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/58
Ta strona została przepisana.