rozmów jej z dońa Cristiną, gdy we dwie zabiialy monotonję życia robieniem koronek, jak to było we zwyczaju w ich mieście rodzinnem. Przechodząc obok pokoju dziewczęcia, Ulises spostrzegł tam swe fotografje z czasów, gdy był jeszcze aspirantem na pokładzie transatlantyka. Cinta musiała je ściągnąć pokryjomu z pokoju ciotki. Na długo nim go poznała, ubóstwiała już tego awanturniczego kuzyna.
Pewnego wieczora marynarz opowiedział obu paniom, jak się ocalił na wybrzeżu portugalskiem. Matka słuchała go, kryjąc przed nim swe oczy; ręka jej, trzymająca szydełko, drżała nerwowo. Nagle rozległ się krzyk. To Cinta nie była już w stanie dłużej słuchać... Ulises był jej wdzięczny za owe łzy, za łkanie spazmatyczne, za oczy, rozszerzone z przerażenia.
Matka Ferraguta troskała się o przyszłość ubogiej bratanicy. Uważając, że jedynem dla niej wyjściem mogło być tylko małżeństwo, zacna pani przemyśliwała o jednym z krewniaków, który już przekroczył był czterdziestkę.
Był to uczony w rodzinie. Wykładał retorykę i łacinę w instytucie w Manresie i mówił, że wkrótce przeniosą go do Barcelony; było to chlubne zakończenie świetnej karjery. Co niedzielę przyjeżdżał na kilka godzin do stolicy, gdzie składał długie wizyty wdowie po notarjuszu.
— Nie dla mnie on tu przychodzi! — mawiała zacna matrona. — Któżby tam sobie trud zadawał dla starej?... Powiadam ci, że się kocha w Cincie. a dla tej małej to będzie prawdziwe szczęście, jeśli zaślubi człowieka tak uczonego i tak poważnego.
Słuchając tego, Ulises zastanawiał się, którąby z kości marynarz mógł przetrącić profesorowi retoryki, by mu za to nie groziła odpowiedzialność.
Pewnego dnia Cinta szukała po całym domu swego starego naparstka. Nagle zaniechała poszukiwań. zaczerwieniła się jak róża i spuściła oczy. Spostrzegła jedno ze spojrzeń niespokojnych
Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/64
Ta strona została przepisana.