Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/81

Ta strona została przepisana.

wkrótce wydadzą się one nam hańbiącem wspomnieniem.
Już nie będziemy potrzebowali, jak dotychczas, żebrać o ładunki od portu do portu! staniemy się wielcy! O łaski nasze ubiegać się będą kupcy, dotychczas tak wyniośli i wzgardliwi. „Marę Nostrum“ warte będzie tyle złota, ile samo zaważy.
Przepowiednie te, którym Ferragut początkowo nie dowierzał, wkrótce się sprawdziły. Statki na drogach oceanicznych napotykało się coraz rzadziej. Niektóre w obawie krążowników nieprzyjacielskich chroniły się do najbliższych portów neutralnych. Większość zmobilizowały rządy państw walczących do olbrzymich transportów sprzętu wojennego, jakich wymaga wojna tegoszesna. Niemieckie statki korsarskie zwiększały swojemi napadami panikę śród floty handlowej.
Ceny frachtów skoczyły z trzech szylingów za tonę na pięćdziesiąt, wnet potem przekroczyły siedemdziesiąt, w ciągu kilku dni doszły do stu. Zdaniem kapitana Ferraguta wyżej już wznieść się nie mogły.
— Jeszcze się podniosą. — twierdził młodszy oficer z rozradowaniem. — Będą nam płacić po sto pięćdziesiąt za tono, po dwieście!... Będziemy jeszcze bogaci!
Toni używał liczby mnogiej, mówiąc tych przyszłych bogactwach, choć na chwilę nawet nie przyszło mu na myśl, że mógłby poprosić kapitana bodaj o centyma więcej ponad owe czterdzieści pięć duros, stanowiące jego lafę miesięczną. Bogactwa Ferraguta, losy statku uważał za swoje, co do siebie osobiście, poczytywał się za szczęśliwego, jeśli nie brakło mu nigdy tytoniu i jeśli mógł wszystek grosz zapracowany wysłać żonie i synom, mieszkającym, hen, nad brzegami Mariny.
Jego punktem ambicji było zwykłe marzenie wszystkich skromnych marynarzy: kupić ka-