Śladem starego dozorcy weszli na stopnie świątyni Neptuna, wycięte w lazurowych blokach. Śród czterech rzędów kolumn znajdowało się tam prawdziwe sanktuarjum, „cella“. Odgłos kroków zwiedzających na płytach posadzki spłoszył całe gromady stworzeń, zażywających drzemki na słońcu.
Obecne mieszkanki miasta, olbrzymie jaszczurki z zielonkowatemi grzbietami, usianemi w czarne cętki, rozproszyły się we wszystkie strony. W oszołomieniu wpadały pod nogi zwiedzającym. Doktorka podniosła suknię, by się o nią nie ocierały i maskowała strach wybuchami nerwowego śmiechu.
Nagle Freya krzyknęła i palcem wskazała na podstawę starożytnego ołtarza. Hebanowo-czarny wąż z czerwonemi plamkami na grzbiecie wił się po głazach z majestatyczną flegmą. Marynarz podniósł laskę do góry, nim jednak zdążył uderzyć, poczuł, jak dwie ręce chwyciły go nerwowo za ramię. Tuliła się doń Freya, pobladła na twarzy, z oczyma nagle błagalnemi i pełnemi obaw.
— Nie, nie, kapitanie! Proszę mu dać spokój!
Ulises drgnął pod tem dotknięciem ciała kobiecego. Wonne tchnienie musnęło mu twarz. Radby był trwać tak długo. Ale Freya się odsunęła odeń i podeszła ku wężowi, nawołując go scicha i wyciągając doń ręce, jak gdy się chce pogłaskać jakieś domowe zwierzątko. Po chwili wąż znikł w szczelinie między dwiema płytami. Doktorka, która uciekła na ten widok aż na najniższy stopień, poczęła teraz nawoływać Freyę i skłoniła ją do zejścia.
Napastliwy gest kapitana wzbudził we Frei jakąś nerwową urazę. Twierdziła, że wie, co to za wąż. Było to najniewątpliwiej bóstwo umarłej świątyni, które przybrało tę postać, by żyć śród ruin. Wąż ten musiał liczyć dwadzieścia stuleci. Z winy Ferraguta Freyą nie mogła go wziąć do
Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/98
Ta strona została przepisana.