zdawała się być głuchoniemą i której całe życie skupiało się w przenikliwym wzroku, krzyknął z całej siły:
— Co się stało? przecież posłałem Pani pieniądze! nie widziałaś się pani z no Juanito?”
Wybuch przekleństw przerwał dalsze jego słowa — widzenie znikło.
— Milcz już nareszcie, przeklęty Cuyano, wyli towarzysze izby — znowu zaczynasz bredzić o zmarłej i pieniądzach. Czy zamordowałeś jaką kobietę w twoim kraju? idjoto? Nazajutrz Rozalindo był tak zafrasowany, że nie stanął do zwykłej roboty.
— Coś się stać musiało, o czem nie wiem — mówił sobie — Czyżby zamordowano także no Juanito.
Aby zasięgnąć języka o nieobecnym, udał się do Antofagasta, gdzie stary chilijczyk posiadał wielu przyjaciół. Przybywszy do miasta, dowiedział się z rozmowy z pierwszym napotkanym znajomkiem, że nietylko no Juanito nie umarł, ale cieszył się najlepszem zdrowiem i bawił się doskonale. Kiedy Cuyano zaczął opowiadać o niebezpiecznej wyprawie, jaką stary przedsięwziął, przyjaciel parsknął śmiechem.
— Nie! no Juanito nie posiadał już nóg takich, jakich do podobnej wyprawy potrzeba. Z tego zapewne powodu, zamiast wyruszyć na pustynię, wsiadł na okręt udający się na południe. Według ostatnich wiadomości on i jego gitara znajdowali się w tej chwili w słonecznem Valparaiso ku wielkiej uciesze majtków, odwiedzających domy rozpusty.
Rozalindo żałował, że Valparaiso jest tak daleko — gdyby nie to, udałby się tam natychmiast, aby przerwać staremu zabawę pchnięciem noża, podobnem do tego, które zmusiło go do ucieczki z kraju. 150 pezos przepadło, nieboszczka nie przestanie go prześladować swoją obecnością, która odbierała mu sen i wyczerpywała siły.
Zmarła zaczęła go znowu odwiedzać, jak to zresztą przewidywał. Co wieczora czekała na niego na
Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Meksyk.djvu/123
Ta strona została przepisana.