Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Meksyk.djvu/13

Ta strona została skorygowana.

w Nowym Yorku tak lubią książki, z których się dowoli uśmiać można...
Ale widzę, że się niecierpliwicie, czytam w oczach waszych zapytania: „wszystko to dobrze, ale co to ma za związek z samochodem generała?“ Chcecie wiedzieć, o jakiego generała chodzi i dlaczego jego samochód zamyka mi powrót po Meksyku? Przechodzę zatem do rzeczy.

III.

Z pomiędzy wszystkich osobistości, jakie poznałem w czasie wojny, największe zainteresowanie i najskuteczniejsze poparcie znalazłem u generała Castillejo[1].
W rzadkich chwilach serdeczności nazywał mię swoim „małym Maltraną“, jakkolwiek mógłbym być jego ojcem lub conajmniej starszym bratem. Generał ten, jeden z najbliższych doradców prezydenta, liczył zaledwie 27 lat. Większość zresztą generałów i ministrów nie była od niego starszą. Stary prezydent Carranza w otoczeniu swego sztabu wyglądał jak profesor w gronie studentów.

Castillejo był mały, żylasty i smukły. Ciemna jego cera miała barwę czekolady z mlekiem. Najwybitniejszą jego cechą były oczy — błyszczące i władcze, gdy patrzą na człowieka wprost, co rzadko im się zdarza, zwykle zaś zdające się unikać wzroku ludzkiego, jakby kryjąc jakąś złą myśl. Skośne jego brwi i ciemna barwa skóry nie zgadzały się z kątem twarzowym, rozwartym jak u europejczyków. Jak wielu hiszpano-amerykanów był on produktem wielokrotnego krzyżowania trzech ras — indyjskiej, murzyńskiej i hiszpańskiej.

  1. czyta się Kastiljeche (p. tł.)