niej wklejone do filmu. Ale ja nie rozumiałam się na tem i bardzo mi się wszystko podobało.
Nagle na ekranie ukazało się wnętrze okopu z mnóstwem odpoczywających żołnierzy. Jeden z nich pisał list na kolanie odwrócony plecami do publiczności. Powoli obrócił się i uśmiechnął... Boże! sądziłam że oszaleję, nie mogłam powstrzymać się od krzyku: był to mój wnuk ukochany! Podniosłam się z miejsca, aby go lepiej zobaczyć, chciałam podejść bliżej do mego Alberta. Być może, iż przeciskałam się zbyt gwałtownie pomiędzy publicznością. Myślano z początku, że jest to jakiś kawał z mojej strony, nadbiegła służba, a widzowie tamowali mi drogę. Próbowałam się tłumaczyć, nie pozwolono mi, myśląc, że jestem pijana. Kiedy mię popychano ku wyjściu, broniłam się pięściami. Zawołano policjanta, który stoi obok pana komisarza. Powiadają, żem go zwymyślała, że go ugryzłam w rękę, nie wiem, jak się to stać mogło, byłam podniecona do szaleństwa. Wiem tylko, że policjant wypchnął mnie brutalnie z lokalu i nie pozwolił mi patrzeć dłużej na mego kochanego Alberta.
Zamilkła na chwilę, a łzy stanęły jej w oczach.
— Oto w jaki sposób — ciągnęła dalej po przerwie — odnalazłam mego wnuka. Przepraszam pana komisarza, przepraszam pana policjanta...
Spuściła głowę, opuściła ręce i utkwiła, milcząc, wzrok w ziemię, nie próbując dalszej obrony, z rezygnacją gotowa poddać się swemu losowi. Długo tamowane łzy spłynęły po zwiędłej twarzy starej kobiety.
Komisarz milczał, spojrzał pytająco na stojącego przy nim policjanta. Był to człowiek stary, z galonami sierżanta i krzyżem wojskowym, świadczącym o odbytych kampanjach. Stał niewzruszony przez cały czas opowiadania staruszki, nie mógł się jednak podwstrzymać od nerwowego przygryzania wąsów.
Obaj mężczyźni porozumieli się wzrokiem. Komisarz zwrócił podwładnemu sporządzony przezeń przed
Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Meksyk.djvu/135
Ta strona została przepisana.