z jakim spokojem tancerka wysłuchała historji kina.
— To ciekawe, istotnie ciekawe — nie powiedziała nic ponadto...
Julietta odgadła życzenie babki.
— Chcesz mię tam zaprowadzić, babciu? owszem, dotrzymam ci towarzystwa jeszcze dzisiaj, pod warunkiem, że zostaniesz u mnie na obiedzie.
— Ach! biedna babciu, nie jeden Albert był na wojnie, są także inni, żywi, o których los drżeć musimy!
Mówiąc to, miała na myśli swego kochanka, bogatego młodzieńca, którego przekupka nie widziała nigdy, a który, jak mówiono, był gotów ożenić się z Juliettą.
Nie zdążyły rozmówić się dokładniej. Była to godzina popołudniowej herbaty, i przyjaciółki tancerki zaczęły się zjeżdżać. Toalety ich olśniewające, ekscentryczne, zupełnie oszołomiły starą. Mimo wspaniałych, barwnych strojów, niektóre z nich zazdrościły żałobnej sukni Julietty. Jedna z nich odezwała się nagle:
— Jakie to szczęście mieć nieboszczyka w rodzinie — tak ci do twarzy w żałobie!
Wszystkie te panie paliły papierosy. Jedne wyciągnęły się leniwie na puszystych skórach białych niedźwiedzi, inne siadały na rozrzuconych na podłodze poduszkach, w pozach swobodnych, nie dbając o to, co pokazują ciekawym oczom; inne znów, objąwszy nogi rękoma, oparły głowę na kolanach. Herbatę również podano na podłodze na wielkiej srebrnej tacy, w środku której drgał niemal niewidoczny niebieskawy płomyk spirytusowej lampki. Ten sposób siadania w salonie wydał się staruszce cokolwiek dziwnym...
Julietta odważnie przedstawiła babkę przyjaciółkom.
— Moja babka, przekupka jarzyn. Co rana sprzedaje je na rue Lépine. Jak widzicie, jestem dumną
Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Meksyk.djvu/143
Ta strona została przepisana.