mieszkańcy na puszczy milkli, trwożnie nasłuchując. Bywało to wtedy, gdy w pobliżu krążył, upatrując zdobyczy, krwiożerczy jaguar, ten pięknie centkowany tygrys Amerykański, nazwany przez Indjan „panem, którego imię wymawiają szeptem i ze czcią najwyższą. To znowuż ciszę leśną przerywał krzyk straszliwy, od którego dech w piersi zamierał — wydaje go ptak nie większy od gołębia — rodzaj puszczyka. Na głos ten drży wszystko, co żyje w puszczy...
Morales nie widział go nigdy, ale od dziecka znał potęgę tego króla lasów.
Broń jego — to dziób straszliwy, twardy jak stal najhartowniejsza. Najtwardsza czaszka nie oprze się temu stworzeniu — napadał zarówno silne byki jak jaguary i kajmaka nawet, a wykuwszy jak dzięcioł szybkiemi uderzeniami dziurę w kości, wyjadał mózg swojej ofiary. Ten mały i zły jak szatan ptaszek — legendarny kaburé.
Zarówno Morales jak Jaramillo zawdzięczali swoje nazwiska rodowe oraz odrobinę krwi białej, jaka w ich żyłach płynęła, dwom conquistadorom hiszpańskim, przybyłym tu przed wiekami, w rzeczywistości jednak byli to metysi indyjscy, o budowie drobnej i pozornie wątlej, zdumiewająco wytrwali na wszelkie trudy i niewygody. Złączeni od lat dziecinnych węzłem braterskiej przyjaźni, godzili się zawsze razem czy to do zbioru hervy mate, czy do robót ziemnych przy budującej się kolei. Ktokolwiek zobaczył ich przy pracy, zdumieć by się musiał: pracowali z taką zaciekłością, jakgdyby zmagali się w walce śmiertelnej ze znienawidzonym wrogiem. Dozorcy europejscy wydziwić im się nie mogli. I mówią, że indjanin jest leniwy!
Piękności wiejskie o miedzianej cerze, bujnych warkoczach, spuszczonych na plecy, bose, ubrane w białe lub różowe spódniczki, wybiegały z domów, kiedy dwaj przyjaciele przechodzili ulicą. Wyglądali
Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Meksyk.djvu/32
Ta strona została przepisana.