Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Meksyk.djvu/33

Ta strona została przepisana.

też wspaniale! Ubrani w jasne spodnie, spięte w kostce skórzanemi rzemykami, w lekkich pantoflach na drobnych i zgrabnych jak u kobiet nogach, okryci barwistem „poncho”,[1] z szyją owiniętą pięknym czerwonym fularem. Ten fular stanowił najistotniejszą część stroju. Było dla nich obojętnem wyjść na świat w łachmanach, odsłaniających najskrytsze części ciała, ale wyjść bez fularu! nigdy! — był to znak partji. Stronnictwo przeciwne nosiło bowiem fulary białe.
Pod pachą każdy niósł swoją szablę. Nie były to stare „machety“[2] z drewnianą rączką jak u biedaków, ale prawdziwe, krótkie szable w skórzanej pochwie ze złoconą gardą — jakich używają strażnicy miejscy w stolicy. Przyjaciele odziedziczyli po swoich przodkach hiszpańskich zamiłowanie do białej broni. — Karabinu używano tylko na wojnie, wszelkie zaś zatargi osobiste załatwiają się tutaj zawsze i wyłącznie na białą broń.
Tak ubrani, z szablą pod pachą, malowniczo udrapowani w swoje poncha, z kryzą szerokiego kapelusza zawadjacko zadartą nad czołem, zdawali się parodją średniowiecznych rycerzy, jakimi być może, byli ich przodkowie.
Jeżeli policja zaglądała do szynków, w których się odbywały zabawy taneczne, ukrywali broń swoją, zatykając ją za pas, tak, iż wyglądała na zwykły nóż, bez którego żaden człowiek w Ameryce południowej obejść się nie może. Było to trochę niewygodne i zawadzało w tańcu, ale policja przymykała oczy.

Pewnego razu na takiej zabawie, Morales, mniej inteligentny, ale bardziej wojowniczy od swego towarzysza, oburzony tem, iż jakiś jegomość zbyt często

  1. Czworokątna płachta z dziurą w środku dla przesadzenia głowy, — ubiór powszechnie przyjęty w całej Ameryce południowej (p. tł.)
  2. Rodzaj kordelasa do ścinania trzciny, podobny do tasaków pionerskich, niezbędny w podróży wśród puszczy.